Amerykańska branża spa liże rany po ciosach, jakie otrzymała w czasie, gdy największa fala kryzysu przetaczała się przez świat. Spadające obroty, odpływający w siną dal lub oglądający trzy razy każdego dolara klienci wymagają odpowiedniej odpowiedzi. Pakiety spa są jedną z nich.
Według danych przytaczanych przez New York Times zapaść w branży była głęboka i doprowadziła do zatopienia wielu popularnych do niedawna ośrodków. Według cytowanego w gazecie Jeffa Higleya, wiceprezesa firmy Smith Travel Research zajmującej się badaniem branży hotelowej, wskaźnik obłożenia miejsc spadł do 62,4 proc. w 2010 roku z poziomu 70,8 proc. w 2006 r. To spore straty, trudne do odrobienia.
Mniej menedżerów, nowe podejście
Skończyły się także wizyty kadry zarządzającej uratowanych, amerykańskich banków inwestycyjnych rzucającej dolary na prawo i lewo. Wszystko po tym, jak szefowie AIG, w którą rząd wpompował 85 mld dolarów, wydali w resorcie spa prawie pół miliona dolarów. Opinia publiczna takich ekscesów już nie akceptuje.
Odpowiedzią na radykalny spadek odwiedzających resorty jest zmiana podejścia do klientów i wykorzystanie nieco zaniedbanych wcześniej sposobów. Wiele z ośrodków proponuje na przykład pakiety spa zawierające nie tylko lecznicze masaże czy okłady, ale także zniżki na wynajem pokoi w hotelu czy posiłki w cenionych restauracjach. To nie wszystko.
Pakiety spa i menu a la carte
Pomysły zarządzających ośrodkami idą nie tylko w stronę skupiania wielu usług w ramach jednej, atrakcyjnej cenowo oferty. Przeciwnie, pakiety spa w dzisiejszych czasach to także możliwość wyboru poszczególnych zabiegów na zasadzie menu w restauracji. Nazywają to spa a la carte.
Kolejnym sposobem, w jaki ośrodki spa radzą sobie z kryzysem, jest zmniejszanie czasu potrzebnego na zabieg. Wynika to z obserwacji zabieganych klientów, którzy coraz rzadziej mogą sobie pozwolić na długie, weekendowe wizyty. Stąd w ofercie np. tańsze zabiegi w tygodniu.
Skrócenie czasu zabiegów jest w niektórych przypadkach radykalne i sięga nawet kilkudziesięciu minut. Przed kryzysem klienci chętnie korzystali z zabiegów dziewięćdziesięciominutowych, teraz w ofercie pojawiły się takie, które trwają kwadrans. Efekt – utrzymanie klientów.
Klienci wracają skuszeni nowymi ofertami
Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez International Spa Associacion, organizację zrzeszającą firmy z branży, 86 proc. resortów oferowało więcej zabiegów 30-minutowych niż trwających godzinę lub półtorej. Przykładem może być jeden z zakładów na nowojorskim Manhattanie, gdzie klienci mogą pojawić się na kwadrans czy dwadzieścia pięć minut w przerwie na lunch i skorzystać z zabiegu za jedyne 50 dolarów. Podobno interes kwitnie.
Pakiety spa, zabiegi a la carte czy skrócenie czasu ich trwania to najpopularniejsze ze sposobów w jaki resorty walczą z kryzysem. Efektem jest poprawa sytuacji w branży i wzrost liczby wizyt w pierwszym kwartale 2010 roku o 58 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku 2009. Klienci jak widać wracają.